Dzisiaj nie będzie o pięknych wspomnieniach, zwiedzonych miejscach czy praktycznych wskazówkach. Każda podróż, nawet ta najpiękniejsza, kryje za sobą mroczne tajemnice, które z biegiem czasu z koszmaru spędzającego sen z powiek zamieniają się w urocze wspomnienie opowiadane jako anegdotkę na każdej imprezie:D Ja takich „mrocznych historii” miałam podczas swoich podróży mnóstwo, dlatego nie zmieszczę tego w jednym wpisie (Kochani, szanuję Wasz czas, przecież na swoją kolej czekają jeszcze facebook, wykop, demotywatory i niezalezna.pl zdaję sobie sprawę, że nie macie całego dnia by siedzieć u mnie na blogu:D). Zdjęcie powinno podpowiedzieć Wam, gdzie owa historią się wydarzyła. Jeśli chcecie wiedzieć, co mam wspólnego z Forrestem Gumpem i dlaczego łzy zagościły na moim licu, czytajcie dalej…

Listopad 2013. Ja i mój K. wybraliśmy się do Londynu. Wylot mieliśmy z Warszawy (Modlin), do której dojechaliśmy z Wrocławia Polskim Busem (6 h), w Londynie wylądowaliśmy ok. 23.00 i mieliśmy przed sobą perspektywę nocy na lotnisku. Pierwsza akcja rozegrała się właśnie na lotnisku Stansted. Przed wyjazdem Kuba namawiał mnie, żebyśmy wzięli śpiwory, bo na lotnisku na pewno będzie zimno. Ja powiedziałam, że w żadnym wypadku, niech sobie pomarzy, ja muszę wziąć ciuchy, bo sesja na bloga, bo tylko podręczny, bo nie zmieszczę się i jak chce to niech sobie bierze. Temat ucichł. Potem poszłam jednak po rozum do głowy i stwierdziłam, że listopad to jednak nie czerwiec, a Londyn to wcale nie Majorka i bez śpiwora na lotnisku może być ciężko. Jakie było zdziwienie Kuby, gdy wyciągnęłam na lotnisku śpiwór! Okazało się, że Kuba nie wziął, bo przecież ja mówiłam, że nie bierzemy!

Prawdziwy horror rozpętał się jednak dopiero następnego dnia wieczorem. Byliśmy nie pamiętam na jakiej stacji metra, ale z pewnością kursowała tamtędy linia zielona. Chcieliśmy wyruszyć w kierunku Oxford Street. Na stacji jednak było dużo peronów i przyjeżdżały różne pociągi, a my nie do końca kumaliśmy, który to jest nasz (sierotki Marysie z Polski). I tak nie mogąc się zdecydować i nie będąc pewnym, weszliśmy do metra, które podjechało jako pierwsze, ale w pewnym momencie zdecydowałam (wiecie ten błysk w głowie), że pojedziemy jednak tym drugim, ale po paru sekundach stwierdziłam, że jednak wracamy do tego pierwotnego (akcja była bardzo szybka, to wszystko potoczyło się na przestrzeni kilkudziesięciu sekund). Pech chciał, że Kuba nie zdążył wskoczyć z powrotem do metra, w którym ja już byłam, a ja zdążyłam mu jedynie pomachać na pożegnanie i odczytać z ruchu warg „na następnej stacji”.

Pociągi kursują co parę chwil, więc rozbawiana komizmem sytuacji i tym, że naoczni świadkowie śmiali się i patrzyli na mnie z pobłażaniem, wysiadłam na następnej stacji. Spodziewałam się zobaczyć mojego Kubę w ciągu najbliższych 4 minut. Podjeżdża pierwsze metro, Kuby nie ma. Zapaliła mi się czerwona lampka, ale mówię, dobra, czekam na następne. Podjechało kolejne i kolejne, a Kuby nadal nie było. Myślę sobie, co jest?! Nie powiem, zaczęłam wpadać w lekką panikę, na dodatek mój telefon zawył żałośnie oznajmiając, że w ciągu najbliższych 30 sekund się wyłączy (dodatkowo nadmieniam, że i tak miałam zablokowane konto). Zdążyłam jedynie przeczytać wiadomość od Kuby, która właśnie przyszła „MONIKA DO CHOLERY DO JASNEJ GDZIE TY JESTEŚ, WYSIADŁEM NA NASTĘPNEJ STACJI A CIEBIE NIE MA, GDZIE TY SOBIE POLAZŁAŚ CZEKAM TUTAJ (*nazwa_stacji*) I NIE RUSZĘ SIĘ STĄD PÓKI NIE PRZYJDZIESZ!” (może nie do końca tak było, ale z pamięci pisałam:D).
Ja przerażona już nie na żarty, z rozładowanym telefonem, bez mapy i z umiejętnościami lingwistycznymi (a wtedy takie jeszcze były) pozwalającymi co najwyżej na zamówienie cheesburgera w McDonaldzie, wybiegłam czym prędzej ze stacji metra, (teraz wyobrażacie sobie, że przy stacji czeka na mnie Błędny Rycerz ze Stanem Shunpike na pokładzie i uprzejmie pyta, gdzie podwieźć samotne dziewczę zagubione w mugolskim świecie. Następnie ja płacę za przejazd srebrną monetą, a szalony autobus pędzi przez ulice Londynu, kurcząc się, by zmieścić się między dwoma tirami oraz wtedy gdy trzeba uniknąć czołowego zderzenia z taksówką) spojrzałam na mapę którą stała przed wejściem do budynku metra. Jak ogarnęłam gdzie jest wschód i gdzie zachód, niczym Usajn Bolt rzuciłam się do biegu (chociaż może bardziej pasowałoby tu Forrest Gump) co jakiś czas siląc się na wyżyny swojego ówczesnego angielskiego i pytając mijanych przechodniów *Nazwa_stacji?*, a oni na szczęście kiwali głową z potwierdzeniem. Po jakichś 15 minutach cała zdyszana, pobijając pewnie rekord świata w biegu z torbą podręczną i lustrzanką na szyi, dotarłam do wspomnianego w smsie miejsca spotkania. Zaryczana (poważka, takie emocje wtedy mną targały) rzuciłam się nie mniej przejętemu Kubie w ramiona i cieszyliśmy się, że udało nam się odnaleźć w wielkim świecie:D

PS Na wyżyny angielskiego wspięłam się jeszcze jeden raz na stacji metra, na której czekałam na Kubę, pytając pana chyba konduktora, czy mogę podjechać jakimś metrem na *nazwa_stacji?*. Odpowiedział mi, że oczywiście, ale za 50 minut. Teraz już wiecie, dlaczego rzuciłam się w bieg.
PS1 No i zapomniałabym wspomnieć, że cała akcja rozchodzi się o to, że jest w Londynie jedna linia metra, która co któryś kurs zmienia trasę i tak się właśnie złożyło, że ja i Kuba jechaliśmy linią tego samego koloru, ale nasze „następne przystanki” były różne:D
PS2 Zaginęły zdjęcia z tamtego wyjazdu do Londynu, więc posłużyłam się fotkami z kolejnej wycieczki:)
Pozdrawiam, Cześć i czołem. Kolejne historie w przygotowaniu:D Jak wam podobała się ta historia? I jakie wpadki podróżnicze przytrafiły się Wam?:)
Dołącz do społeczności bloga!
1. Zaobserwuj mnie na instagramie @zakreecona.pl
2. Odwiedź mój fanpage na facebooku Zakreecona
Wcale nie dziwię się ze takie coś tobie się przydarzyło,to do ciebie podobne ale podejrzewam że gdybyś nawet była na końcu świata tez byś sobie poradziła,niezła przygoda ,ważne szczęśliwe zakończenie
Szaleni ludzie mają szalone przygody ! ? Ja na szczęście nigdy nigdzie w metrze sie nie zapodziałam, ale nigdy nie zapomnę jak pół nocy zamiast w łóziu spędziłam w nocnym autobusie w Bcn, bo ku mojemu zdziwieniu kierowca zamiast wysadzić mnie na moim przystanku pomknął prosto na lotnisko ?
🙂 Tak to niestety bywa, że kiedy człowiek staje w obliczu kryzysowych sytuacji wszelkie potrzebne rzeczy odmawiają posłuszeństwa! 😉 dobrze, że umiesz czytać z ruchu warg! 😉
Ja wiem, ze kazdy z nas jest sobie w stanie poradzic w roznych sytuacjach, ale czesto dopiero wtedy sobie zdajemy z tego sprawe w kiedy znajdziemy sie w danej sytuacji. Pozdrawiam, Daria x
Męża jeszcze nie udało mi się zgubić w czasie podroży 🙂 Ale niejednokrotnie pakowaliśmy się w tarapaty, które dziś wspominamy z uśmiechem. A angielskim się nie przejmuje. Są kraje, w których dogadasz się i bez niego. My już sprawdziliśmy.
Ja kiedyś wylądowałam na miedzynarodowym lotnisku w Bazylei i zamiast wyjsć wyjściem na Szwajcarię to poszłam do Francji…
MEGA <3 Buziaki kochana!Zapraszam także do mnie :)http://loveshinny.pl
Jaka przygoda… pewnie na miejscu bylo strasznie ale teraz dobrze wszystko wspominacie. Co cie nie zabije to cie wzmocni 😉
NO to naprawdę mieliście przeżycia.
Oj tak to była niezła przygoda, też bym się zestresowała i to na maksa. Nie lubię takich sytuacji, a jeszcze za granicą to już w ogóle. Nam przytrafiło się coś podobnego na Krecie – swobody spacer i czas wolny podczas wycieczki i dziewczyny skręciły nie w tę uliczkę, co trzeba. Koniec końców tak zabłądziliśmy, że bez pomocy miejscowych policjantów się nie obyło 😉 Pozdrawiamwww.guesswhat.pl
O rety! Ja bym tam umarła ze strachu, rzucilabym wszystko,usiadła i zaczęła płakać 😛 Ja na całe szczęście (lub nieszczęście) nigdy nie miałam takich przygód, a w sumie szkoda. Przynajmniej miałabym jakąś historię do opowiedzenia 😛 Jedyne co kiedyś zrobiliśmy z chłopakiem,to podczas wyjazdu nad morze, chwile po zakwaterowaniu wybraliśmy się obejrzeć zachód słońca. Zapytaliśmy tubylców jak dojść na plażę, poszliśmy we wskazanym kierunku i oczywiście… zboczyliśmy jakimś cudem z trasy. W życiu nie widziałam tak wielkiej, stromej i piaszczystej góry w lesie ? Mieliśmy do wyboru cofnąć się z kilometr do miasteczka i obrać inną droge lub wspiąć się na górę i za chwile zobaczyć morze… Skoro byliśmy już tak blisko, to co tam. Wspinamy się! Nie. Nie było bliżej. Musieliśmy iść jeszcze półtora kilometra, podczas gdy normalna droga mierzyla ok. 500m i prowadziła asfaltem ?www.dystyngowanapanna.wordpress.com
Niezła przygoda i świetne poczucie humoru! 😀 Dobrze, że się udało, szacun za bieg z bagażem i lustrzanką! ondyn jest super, aż zatęskniłam. 🙂
Działo się;)
Londyn- piękne miasto, które zobacze już w lato! To było moje marzenie i cel. Ogólnie, pragnę podróżować. Wiem, że jeżeli się na to ciężko zapracuje, wytrwale się dąży do celu – to się to spełni.Aktualnie zwiedziłam Włochy, Hiszpanię. Lecę do Anglii w wakacje, i może uda mi się na 2 tygodnie lecieć do Portugalii.Obiecałam sobię też, że gdy skończę szkołe – polecę na Maltę 🙂
Moim największym marzeniem są podróże. Odkąd pamiętam na szczycie listy był Londyn. W lato tam lecę, nie mogę w to uwierzyć. Twój post, te zdjęcia- fakt jak pięknie ukazałaś to niezwykłe miasto. oczywiscie, nie moze sie obyc bez dramaty. na lotnisku w hiszpanii zgubiłam dowód , jak wyjezdzalam z wloch zostawilabym paszport i pieniadze xd
Świetna historia! Dobrze, że się odnaleźliście i jednak zdążyłaś odczytać tego smsa 😉 Piękne zdjęcia!
Hahaha! Aż mi się przypomniało jak przyleciałam do UK i się zgubiłam. Rodzice zaprowadzili mnie do agencji pracy, ja dumna po, wyszłam a że ich nie było, stwierdziłam że wrócę sama. Cóż błądziłam z godzine a kiedy w końcu doszłam do domu, ich nie było, więc wzięłam rower i wróciłam skad przyszłam. Na szczęście stali i czekali.
I takie barwy przybierają nasze podróże, z perspektywy czasu jednak z uśmiechem się je wspomina. 🙂
Hahah, ojej. Straszne to jest. Jeszcze w całkiem innym kraju. Ale najważniejsze jest to, że potrafimy śmiać się z tego później 😀 Ja do Londynu wybieram się w przyszłym roku, mam nadzieję, że nic podobnego mnie tam nie spotka 😀
Ja byłam tydzień temu w Tallinnie i wybrałam się tam bez gotówki i… karty płatniczej (a przynajmniej tak mi się wydawało). Opisałam to właśnie na blogu, także jakby co zapraszam, haha 😀 Do teraz nie wiem jak mogłam być aż takim nieogarem, no cóż 😀
Takie przygody pozwalają super zapamiętać wyjazd i pozwala mu się stać wyjątkowym 😉
Masakra! Czytając o tym zaczęłam mieć motyle w brzuchu, co dopiero przeżywać to na własnej skórze. Gratuluję zimnej krwi i opanowania.
Niezła akcja. Ja miałam ciekawą akcję w Maroku. Pojechaliśmy z mężem w góry Atlas. Cudowne krajobrazy i nagle mój P zauważył wielbłądy i rzecze: „Zrobię Ci zdjęcie przy wielbłądzie”. Nie ma mocnych, nie wysiadam. Jednak wysiadłam a P „przesuń się bliżej wielbłąda”, następnie było żebym na tego wielbłąda wsiadła. No i wsiadłam. A wtedy Pan rozkazał wielbłądowi wstać. Wielbłąd wstał i wybrał się ze mną na grzbiecie w stronę zachodzącego słońca. A mój P odwrócony plecami do mnie cyka fotki krajobrazu. Myślałam, że oszaleje. Już myślałam, że albo mnie porwali, albo P mnie sprzedał. Wszak kobieta o jasnej cerze i rudych włosach to u nich ewenement. Na szczęście wszystko okazało się jedynie przejażdżka. Ale ja oczywiście niczego się nie nauczyłam, bo następnego dnia sama wybrałam się na targ. Było sporo takich akcji 🙂
Nic się nie martw. Ja wybrałam się do Turcji bez portfela z dokumentami, kartą płatniczą itd. Portfel odnalazłam po dwóch dniach w walizce w spodniach. Na szczęście nie byłam sama.
To prawda, mnie się zawsze takie historie przydarzają:D A na blogu będzie ich jeszcze więcej:)
To sobie przynajmniej Bonn pozwiedzałaś:D A z lotniska wróciłaś tym samym czy innym autobusem?:)
Przed tą sytuacją nie wiedziałam, że posiadam taką umiejętność:D
To prawda, czasami myślismy, że sobie byśmy w takij sytuacji nie poradzili, ale gdy już się on przytrafia, to jakoś znajdujemy wyjście z sytuacji:)
Takie tarapaty sprawiają właśnie, że cudownie wspominamy nasze wyjazdy:)
Hmm:D I co zrobiłaś?:D Byłam jednego dnia w dwóch krajach! Najlepiej:D
To prawda:) Przygód będzie na blogu więcej i to dużo śmieszniejszych:D
Hahaha, dobre jesteście Dziewczyny:) Ja jeszcze portfela nie zgubiłam i bez kasy się nigdzie nie wybrałam, ale mój Kuba zgubił dowód kiedyś na wycieczce, a mieliśmy wracać samolotem i musieliśmy z jakichś studenckich danych wyciągać ksero dowodu, żeby wpuścili Kubę na pokład:D
To całkowita prawda o blond włosych kobietach w krajach arabskich!:D Tata mojej koleżanki dostał propozycje kupienia córki za wielbłąda:D Oczywiście odmówił haha:) Takie akcje super się wspomina, a Ty masz za to piękne zdjecie z wielbłądem:)
Dziękuję:D Zapraszam na kolejne historie, będzie śmieszniej:D
To całkowita prawda, dlatego praktycznie każdy mój wyjazd jest wyjątkowy, bo prawie na każdym zdarzają się jakieś nieprzewidziane historie:)
Takiej sytuacji też Ci nię życzę i wyjazdu do Londynu zazdroszczę:) Dawno już tam nie byłam i chętnie bym wróciła:)
I to jest właśnie najważniejsze:)
Bez tego odczytania smsa byłabym w kropce, bo nie wiedzieliśmy nawet dokładnie gdzie będziemy spać, bo mieliśmy spać u hosta za pomocą couchsurfingu:)
I to jest glówna zasada wszystkich wycieczek, jak się zgubiło, to nie chodzić po omacku tylko stać w jednym miejscu:D
Jak tam pięknie! <3
Dobrze ze wszystko skończyło się dobrze 🙂 Teraz możecie się z tego śmiać 🙂
Niezłą mieliście przygodę!Ja, pilotem wycieczek będąc, ma duże doświadczenie z pogubionymi i zagubionym w czasie i przestrzeni turystami. Na jednej wycieczce miałam takiego Andrzejka, co mi się zgubił w Los Angeles. Czekaliśmy na nasz transport tuż obok przystanku publicznego. Nagle podjechał lokalny autobus, a Andrzej po prostu w niego wsiadł i odjechał w siną dal… Jak go potem odnalazłam i zapytałam, co mu do głowy strzeliło, to powiedział: „No autobus podjechał, to wsiadłem”. Zresztą w czasie tej wycieczki zgubił się jeszcze z piętnaście razy…
Raz prawie tam nie trafiłam 😉 Jechałam z Brukseli megabusem i odjazd było o 1 w nocy 6 grudnia. Tyle że ja myślałam, że będzie to noc tego dnia, czyli de facto 7 grudnia, a chodziło o pierwszą nad ranem szóstego. Na dzień przed zaczęłam się zastanawiać czy dobrze ogarnęłam daty, i na szczęście koniec końców trafiłam na czas!P.S. Dziękuję za odwiedzenia mojego bloga 🙂
Monia uwielbiam Cię <3 Czekam na kolejny wpis z tej serii 😉