Kwiecień 2016. Po skończonym Erazmusie dosyć mocno odczułam powrót do rzeczywistości (a przede wszystkim do wszechobecnego zimna), dlatego, gdy znajomi zaproponowali około weekendowy wypad do Włoch ze zwiedzaniem Mediolanu i Jeziora Como, nie wahałam się praktycznie ani chwili. To, że uszczupliło to i tak już mój bardzo lichy w tamtym czasie budżet, to już całkiem odmienna sprawa.
Wyjazd zakładał następujący plan:
Dzień Pierwszy – Wylot z Wrocławia do Mediolanu (Bergamo), wypożyczenie auta, transfer do Mediolanu, zostawienie auta na parkingu car and go, podróż metrem do centrum Mediolanu, przejście się Galerią Wiktora Emanuela II i udawanie, że chce się tam zrobić zakupy, mimo, że na karcie kredytowej nie miało się ani grosza, żeby nie powiedzieć wprost, że w ogóle nie miało się karty kredytowej (i ani grosza też). Następnie zrobienie fotki przed Katedrą Duomo (tak przed katedrą, nie mylić z w katedrze, z powodów wymienionych w zdaniu poprzednim, wstęp do tego pięknego obiektu sakralnego nie był zaplanowany). Pobyt w Mediolanie zakładał także spacerowanie uliczkami bez celu oraz zjedzenie pizzy. Po nasyceniu swoich turystycznych żądzy mieliśmy udać się na spoczynek do hostelu (którego to ja, jak to ja, znalazłam w przepięknej jak na stolicę mody cenie 16 euro za łebka), by kolejnego ranka ruszyć na podbój przyjeziornych malowniczych miasteczek.
Dzień Drugi, Trzeci i Czwarty – zwiedzanie malowniczych miasteczek, Como, Leco i uznawanego za najpiękniejsze miasteczko w tamtej okolicy Bellagio (oraz innych). Ponadto jedzenie lodów, pizzy, makaronów, serów i tak w zapętleniu. Nad Jeziorem Como również udało mi się
zarezerwować super miejsce noclegowe, tym razem skorzystałam ze znanej i lubianej strony
Airbnb (jak chcecie 100 zł ode mnie w prezencie, to kliknijcie link).
I o ile druga część wyjazdu przebiegła względnie bez problemów, o tyle w Mediolanie prawie wszystko potoczyło się nie tak, jak mieliśmy w planach. Ale gdyby tak nie było, to nie byłoby też tego posta a i ja nie byłabym sobą, bo wyjazd bez przypału to dla mnie wyjazd stracony (doszłam już do takiej wprawy, że praktycznie na każdym wyjeździe coś musi się wydarzyć, a jak jakimś cudem nic nietypowego się jednak nam nie przytrafi, to wszyscy odczuwają lekki zawód…).
Co wydarzyło się więc tym razem?
Zaczęło się niewinnie. Okazało, że hostel, w którym zarezerwowałam noclegi nie istnieje/ zapadł się pod ziemię/ zakończył działalność/ nie chciał przyjąć turystów z Polski (niepotrzebne skreślić) i anulowano nam rezerwację na 2 dni przed naszym wyjazdem.
[NASTĘPUJE OPIS DZIAŁAŃ PRZEPROWADZONYCH PRZEZE MNIE BY RATOWAĆ SYTUACJĘ]
Nieustraszona w walce o najtańszy możliwy nocleg, ale jednak nie pod mostem, przystąpiłam do realizacji planu pod kryptonimem „Dach nad głową w Mediolanie„. Po kilku nieudanych próbach nawiązania porozumienia pomiędzy mną a serwisami do bookowania noclegów, postanowiłam zerwać stosunki dyplomatyczne między nami. Akcja zakończyła się więc niepowodzeniem, gdyż terytorium wroga, ze względu na możliwość poniesienia bardzo dużych strat (finansowych) było dla nas nie do zdobycia. Po strategicznej naradzie, dowództwo wycieczki podjęło decyzję, że jedynym słusznym rozwiązaniem w tej sytuacji jest wynajęcie wozu pancernego (tj. Volkswagen Turan), który pomieści 4 żołnierzy i będzie pełnił rolę tymczasowego schronu.
Decyzja ta była brzemienna w skutkach, oznaczało to bowiem, że zamiast paru sukienek i ładnych butów, do walizki należy spakować śpiwór, co miało zapobiec pojawieniu się w mediolańskiej prasie codziennej, artykułu o tytule „Quattro turisti congelato in macchina nel parcheggio”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że Czterech turystów zamarzło w samochodzie na parkingu. Plan taki został więc wprowadzony w życie. Po wylądowaniu na włoskiej ziemi, udaliśmy się odebrać nasz wóz pancerny (co również nie obyło się bez kłopotów) i ruszyliśmy na podbój Mediolanu! Pobyt w Mediolanie przebiegał bez zakłóceń, w bardzo miłej atmosferze. Nie natknęliśmy się na żadnego wroga, spotykając po drodze samych przyjaciół. Udało się nasycić nasze żołądki włoską pizzą, a gardła napoić życiodajnym trunkiem. Odwiedziliśmy także włoską potańcówkę.
Gdy noc chyliła się ku końcowi wspólnie z oddziałem uznaliśmy, że czas udać się na przedmieścia Mediolanu do naszego schronu. Złapaliśmy więc transport do parkingu (autobus miejski) i po ponad 30 minutowej walce z własnymi słabościami, a głównie to z tym, żeby nie zasnąć i nie zostać wyrzuconym przez kierowcę gdzieś na środku niczego, wysiedliśmy w docelowym miejscu. Nasz wóz znajdował się na wielkim ogrodzonym, strzeżonym i płatnym parkingu i nie wiedzieć dlaczego, gdy zobaczyliśmy, że wszystkie bramy wjazdowe i furtki są zamknięte na cztery spusty, co dla normalnego człowieka powinno być oczywiste, zdziwiliśmy się co najmniej tak bardzo, jakbyśmy ujrzeli Archanioła Gabriela zstępującego z nieba.
Próba odnalezienia jakiegoś Pana Stróża/Klucznika/kogokolwiek spełzła na niczym, co zaowocowało rozpoczęciem nowej akcji pod nazwą „PPSS” (parking, płot, skok, sen). Po ciemku rozpoczęliśmy poszukiwania takiego miejsca przy płocie, na które najłatwiej będzie się wspiąć, lub gdzie trawa będzie najbardziej miękka (zakładaliśmy wszystkie ewentualności, łącznie z bolesnym upadkiem na tyłek, a to wszystko w imię dostania się do samochodu, gdzie czekały nas 4 godziny spania na rozłożonych tylnych siedzeniach).
Tego dnia jednak los się do nas uśmiechnął – udało się znaleźć dziurę w płocie na tyle dużą, że każdy z członków naszego oddziału mógł się tamtędy przecisnąć, nie ryzykując przy tym zaklinowania, zranienia lub innego uszczerbku na zdrowiu. Po przedostaniu się na drugą stronę, odnaleźliśmy samochód i po krótkiej toalecie (umycie zębów i wypłukanie ich wodą mineralną z butelki) udaliśmy się na zasłużony sen, by następnego ranka rozpocząć kolejny dzień pełen przygód!
PS Proszę wybaczyć jakość mediolańskich zdjęć, nasz oddział dysponował wtedy tylko komórkami typu kalkulator i nic lepszego nie dało się wyczarować.
PS1 Proszę dać znać, co sądzicie o podjętych przeze mnie działaniach bojowych! Najlepiej w komentarzu poniżej!
Dołącz do społeczności bloga!
1. Zaobserwuj mnie na instagramie @zakreecona.pl
2. Odwiedź mój fanpage na facebooku Zakreecona
Mało ważne jak, byle do celu! Jechać z Tobą w podróż to zaszczyt, który mnie jeszcze nie był dany. Nie licząc naszej włoskiej przygody przeskakiwania przed ogrodzenie do domu strachów… A widzisz! Już wiem co stanowiło inspirację dla akcji „PPSS”
No nie byłabyś sobą gdyby coś ci się nie przydarzyło na wyprawie, ale ważne że zawsze wszystko kończy się dobrze i wypływasz na wierzch.Fajne takie przygody na długo pozostają w pamięci Życzę dalszych wpadek ze szczęśliwym zakończeniem
Akurat wczoraj rozglądalam się za przelotami i trafiłam na tanie bilety właśnie do Mediolanu 😉 A tu dziś u Cb widzę post o Mediolanie hihi 😀
Zawsze czytam o Twoich przygodach z uśmiechem na twarzy. Piszesz tak wyraziście i z dawką świetnego humoru 😉 haha już sobie wyobrażam Ciebie- Zakręconą przedostającą się na parking przez dziurę w ogrodzeniu. Jesteś najlepsza! Chcę z Tobą jechać w jakąś podróż! ;D
Pojedziemy jeszcze, nie bój żaby proszę Pani:D
Haha! Widzisz, to nie może być przypadek:D
Oooo byłoby ekstra wybrać się w jakąś podróż:D Może kiedyś los rzuci nas kiedyś razem np. przy okazji jakiegoś blogowego projektu?:D A jak nie, to trzeba będzie losowi dopomóc:D
O tak, to prawda:D Mam nadzieję, że wpadki zawsze będą kończyć się szczęśliwie:D
Koniecznie ! We wrześniu wybieram się do Mediolanu, może kolejna powtórka z rozrywki?;D haha
Przygody przygodami, ale mam nadzieje ze Ci sie podobalo we Wloszech? :*
Ależ tam pięknie! Bez przygód się nie obędzie! (:
Haha, nie wierzę 😀 nie znałam tej historii 😀
Jejku, świetne, haha! 😀 Niezłe macie te przygody! Sama chciałabym taką przeżyć, byłoby mega śmiesznie! A co do braku jakichkolwiek środków na koncie… a na pyszne jedzonko w Mediolanie to już starcza, co? 😀 Czekam na kolejny wpis z tej serii!
ważne, że wszystko dobrze się skończyło:) pozdrawiam
Ale tam ładnie *.*!Mój blog
Hah, sama chyba nie wpadłabym na taki plan B, ale ważne że wszystko poza tym się udało! Przy okazji pięknie tam jest *.*amelia-bloog.blogspot.com
Strzeżony parking i nikt się nie czepiał, że czwórka ludzi czai się przy ogrodzeniu, a potem wchodzi na jego teren? Haha, Włosi najwyraźniej nie są zbyt pilni w wykonywaniu swoich obowiązków ;D
Jak ja ci zazdroszczę tych twoich podróży nawet i tych wpadek hehe :)buziaki:*http://WWW.KARYN.PL || FACEBOOK || INSTAGRAM
Zdjęcia super! 🙂 Jakiś czas temu wpadłam gdzieś na jezioro Como i spodobało mi się bardzo, więc być może wrócę do ciebie po adres noclegowni 😉 A poza tym nie widzę nic strasznego w przespaniu się w aucie – młodzi, zdrowi i silni jesteście 😀
We Włoszech zawsze jest zabawnie szczególnie, kiedy nie można się z kimś dogadać lub nic zjeść między 15-18 kiedy akurat umiera się z głodu. 🙂 Polecam na przyszłość zabrać/zakupić aparat bo w tych samych miejscach można zrobić naprawdę przepiękne zdjęcia. 🙂
Takie wypady są najlepsze! A zdjęcia, jak na robione kalkulatorem i tak są fajne, bo klimatyczne 🙂
Wyprawa bez przygód wcale się nie liczy 🙂 ale miejsce genialne i na pewno warto się tam pojawić:)
Akcja o kryptonimie PPPS – nieźle. 😀 Przyznaj jednak, że, gdyby hostel czekał na was niecierpliwie, nie mogłabyś opisać ciekawej historii na blogu i nie miałabyś czego opowiadać. 🙂
Bardzo przedsiębiorcze działania, najważniejsze, że cel został osiągnięty 🙂 A zdjęcia bardzo fajne :)Monika
Gdyby wszystko ułożyło się po Twojej myśli, to później nie miałabyś takich historii 🙂
Przygody – to one będziecie pamiętać 🙂 A Włochy – marzę, by tam pojechać… Mam nadzieję, że kiedyś to marzenie się spełni 🙂
Ale tam cudownie <3
Dla mnie zawsze najlepsze wakacje to te, w których splot zdarzeń zaczyna się komplikować 😉 Takie wszystko ułożone pod linijką jest najzwyczajniej w świecie nudne. A taki dreszczyk emocji tylko poprawia urlop 🙂
Co za przygoda! Wow! Ale gdyby nie takie kwiatki, to podróże nie byłby takie fajne.
oooo matko hahaha powiem Ci, e przynajniej takie rzeczy będziesz właśnie wpsominać z radością :DDDD
Oj tak, teraz wspominam z radością! Ale wtedy nie było tak kolorowo!:D
To prawda, takie rzeczy wspomina się najlepiej:)
Poprawia wspomnienia o urlopie i na pewno dodaje dreszczyku emocji:D Ale stresu też jest czasami bardzo dużo! najważniejsze, to zawsze znaleźć rozwiązanie by wyjść z opałów!:D
Oj tak, nad Jezioro Como chcę kiedyś wrócić!:)
Oj na pewno się spełni! I to pewnie już niedługo! Życzę Ci tego z całego serduszka!:)
To prawda:D Ogólnie to już powoli historyjki zaczynają mi się kończyć, ale na szczęście znajomi służą swoimi historyjkami, więc ufam, że pomysłów na wpadki podróżnicze nie zabraknie:D
No dokładnie tak! I nie miałabym o czym posta napisać!
Dzięki!:D Niektóre zdjęcia były robione normalnie aparatem, te z Mediolanu tylko były z „kalkulatora” 😀
Oj tak, bardzo chcę tam wrócić, tym razem z moim Lubym!:D
Najważniejsze, żeby mieć jakąś pamiątkę!:)
O tak, lepiej nie być tam głodnym w porze siesty:D Miałam aparat, zdjęcia z Jezioro Como są w porzadku, tylko w Mediolanie mielismy bardzo mało czasu i mieliśmy iść na imprezę, więc nie chciałam dźwigać ze sobą wielkiej lustrzany:)
Serdecznie zapraszam, fajną miejscówkę chętnie polecę:D
Kochana, też musisz wybrać się nad Jezioro Como oczywiwiście o ile jeszcze tam nie byłaś:D
Myśmy chcieli uczciwie na niego wejść!! Ale nikogo nie było:D Więc trzeba było po kryjomu przez dziurę w płocie:D
HahaD: Wpadłabyś na pewno! Jak się jest zmuszonym to zawsze znajduje się jakieś rozwiązanie:D
Ja również serdecznie pozdrawiam!:)
To fakt! Jest tam cudownie!:) Chciałabym się też kiedyś wybrać tam latem:)
Kochana na jedzenie i na ciuchy (no i na jakieś dobre winko) zawsze się mamonka znajdzie:D
Nie może być, ja Ci o tym nie powiedziałam?:D
Bez przygód nie byłoby tak fajnie:D
Ja uwielbiam Włochy! W tamtym roku byłam tam 3 razy! I w tym też bym chętnie wróciła!:)
Takie przygody wspomina się najdłużej, bo jeśli nawet psują nam nerwy to, dobrze zakończone, są najbarwniejsze do opowiadania :-)Ja też we Włoszech szukałam noclegu w ostatniej chwili, bo gospodarz z Mestre nie odpowiadał, a rezerwacje u innych odwoływał. Na szczęście wszystko potoczyło się po mojej myśli, a Wenecja oczywiście zrobiła niesamowite wrażenie 🙂
Czytając takie relacje przypominają mi się młode lata. Człowiek wówczas był żądny przygód. Obecnie jednak wolę mieć wszystko zaplanowane. I gdyby coś takiego mi się przytrafiło z noclegiem zwłaszcza na obcej ziemi… Oj zdenerwowałbym się okrutnie. Pewnie dlatego unikam wyjazdów poza granice naszego kraju. Choć nie powiem chciałbym kiedyś ruszyć się rowerem poza granice Polski.
Domyślam się, że chwilami nie było wesoło, ale złe wspomnienia się zacierają i po latach wspomina się takie podróże z uśmiechem.
Masz genialny styl pisania i świetnie się to czyta!Uwielbiam takie podróżnicze historie i czasem brakuje mi takich sytacji na moich wyjazdach – zazwyczaj mam wszystko dopięte na ostatni guzik i nie przytrafiają mi się żadne szalone sytuacje. Najbardziej szalone było chyba ominięcie ostatniego metra w Mediolanie właśnie i włóczenie się nocą po mieście w poszukiwaniu nocnego autobusu. Swoją drogą zazdroszczę wycieczki po okolicznych miasteczkach i nad jezioro Como, jako że samo centrum Mediolanu poza Duomo i galerią nie wydało mi się zbyt ciekawe. Zdecydowanie lepsza jest artystyczna dzielnica Navigli 🙂 U mnie na blogu również dodałam kiedyś fotorelację z tego miasta, jak masz ochotę zajrzeć zapraszam.
Muszę Ci powiedzieć, że podczas moich ostatnich wakacji, nic takiego wpadkowego się ni wydarzyło! Już sama nie wiem, czy dorastam, czy o co tu chodzi? Chętnię zobaczę u Ciebie taką fotorelację!:) A Jezioro Como i okoliczne miasteczka serdecznie polecam:)