Dawno, dawno temu, miałam może z 9 lat, wraz z moją przyjaciółką Y. postanowiłyśmy, że nadszedł najwyższy czas, by zarobić swoje pierwsze pieniądze. Długo się nie zastanawiałyśmy i na pomysł naszego biznesu wybrałyśmy sprzedaż własnoręcznie namalowanych obrazków. O ile Y. malowała całkiem ładnie (w końcu ma Tatą artystę, część Jego dzieł możecie zobaczyć pod tym linkiem) o tyle o mnie nie można było powiedzieć tego samego. Kwadratowe głowy i ramiona, nos w kształcie dwóch kropek jak u świnki Pigi, nieproporcjonalnie wielkie stopy i dłonie, to tylko niektóre znaki charakterystyczne moich rysunków. W każdym razie klamka zapadła, a my chcąc nie chcąc musiałyśmy zaopatrzyć nasz sklep z dziełami sztuki, co sprowadzało się do tego, że dorwałyśmy kilka białych kartek do ksero i zaczęłyśmy rysować.  Uznałyśmy, że 10 rysunków na początek to wystarczająca liczba i postanowiłyśmy rozpocząć sprzedaż. Naszymi pierwszymi kupcami zostali rodzice Y. płacąc nam ok. 1 zł za rysunek i, UWAGA, nie biorąc od nas rysunku, mówiąc „że to na dobre rozpoczęcie biznesu”.
vogue, szkocka kratka, wpsomnienia, zakreecona, kręcone włosy, płąszcz orsay, blog, outfit, hala stulecia, spódnica, second hand, lumpeks, blog modowy, blog podróżniczy
Zachęcone takim wspaniałym debiutem postanowiłyśmy, że nie ma co czekać, trzeba rozpocząć sprzedaż na poważnie. Przed bramę podwórka, wychodzącą prosto na dosyć ruchliwy chodnik, wystawiłyśmy stolik, na którym poukładałyśmy nasze rysunki. Na stoliku położyłyśmy również jabłko, które miałyśmy skonsumować, gdyby podczas dnia pracy (a był to środek lata) naszła nas taka potrzeba. Parę osób z zaciekawieniem przyglądało się naszemu nietypowemu straganowi, niestety (nie wiedzieć czemu!) nikt nie chciał zakupić rysunków! W pewnym momencie przed naszym stoiskiem zatrzymał się młodzieniec (na oko 2 razy starszy niż my w tamtym czasie) przejeżdżający rowerem.  Zapytał dziarskim tonem:
– Co tu sprzedajecie Dziewczyny?!
-Własnoręcznie namalowane rysunki w cenie po 1 zł każdy. – odpowiedziała dumnie któraś z nas.
Chłopak jeszcze chwilę się poprzyglądał, ale chyba nie trafiłyśmy w jego gust, bo niestety nic nie wybrał. Zapytał jednak:
– A czy jabłko też jest na sprzedaż?
I wtedy w mojej głowie zaczęła się gonitwa myśli, co mu odpowiedzieć, co mu odpowiedzieć?! I w momencie, gdy już prawie chciałam oznajmić, że nie, spojrzałam na Y., a w jej oczach ujrzałam ni mniej, ni więcej, jak miliony malutkich pulsujących dolarków! W takiej sytuacji jedyną właściwą odpowiedzią było:
– Tak, tak, my w to w sumie prowadzimy sklep wielobranżowy i jabłko też jest na sprzedaż!
– O super, a po ile?
I tutaj z Y. nie mamy pewności, bo szmat czasu zatarł już w naszej pamięci dokładną kwotę, ale jeśli wierzyć naszym wspomnieniom z tamtej chwili, to było to 5 zł. 5 zł za jedno jabłko!!!
Gdy chłopak wręczył nam monetę, wziął jabłko i się pożegnał, my nie mogłyśmy uwierzyć w nasze szczęście. Patrzyłyśmy na siebie nie będąc do końca przekonane czy to jakiś sen na jawie,  czy jednak naprawdę zrobiłyśmy przed chwilą biznes życia! Pobiegłyśmy z Y. do jej rodziców z prośbą o rozmianę piątaką na drobne, bo przecież musiałyśmy podzielić się zyskiem!
vogue, szkocka kratka, wpsomnienia, zakreecona, kręcone włosy, płąszcz orsay, blog, outfit, hala stulecia, spódnica, second hand, lumpeks, blog modowy, blog podróżniczy
Gdybym tylko mogła swoje zabawne wspomnienia z dzieciństwa lub wczesnej młodości (starość nie radość, jak to mówią!) wymieniać na monety, to uwierzcie byłabym już milionerką.
Inne rzeczy, dzięki którym bardzo szybko mogłabym się dorobić, gdyby za nie płacili:
  • włączanie kilka razy drzemki każdego poranka (niech będzie 50 zł za każdą drzemkę, dziennie zarobiłabym ok. 200 zł, co w prostej kalkulacji oznacza, że po 14 latach mogłabym zarobić już pierwszy milion!)
  • odkładanie rzeczy na później (10 zł za każdą odłożoną na później czynność, bach i co najmniej 50 zł wpada każdego dnia do kieszeni!)
  • marzenie o krajach, które chciałabym odwiedzić – no i tutaj milionerką zostałabym zdecydowanie szybciej, bo tych krajów, które są na mojej dream list jest naprawdę bardzo dużo!
  • powracanie wspomnieniami do mojego ukochanego Porto
  • wycieranie okularów koszulką (chyba są już permanentnie brudne, dlatego na nich zarobiłabym dosyć szybko, ale to głupiego robota, dlatego już niedługo będę miała nowe oksy, o czym z całą pewnością Was poinformuję)
  • No i tak bym mogła wymieniać do jutra….
No i właśnie tak zamiast zarabiać prawdziwe pieniądze, zastanawiam się, co by było, gdyby ktoś mi płacił za nic nierobienie, albo wręcz przeciwnie, robienie bardzo wielu niepotrzebnych rzeczy (oczywiście, marzenie o krajach, które chce się odwiedzić, jest jak najbardziej przydatną czynnością)!
Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł dotyczący zasady jednej minuty. Chodzi o to, by robić od razu czynności, które nie zajmą nam więcej niż jedną minutę. Banał – pomyślicie, jako i ja pomyślałam na początku. Ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy się nie pomylił! Parę dni stosowania tej zasady i okazało się, że o wiele przyjemniej jest wrócić do domu, w którym łóżko w sypialni jest pościelone (1 min,), kosmetyki nie leżą porozwalane na stole/ biurku/ toaletce (30 sekund), gary nie piętrzą się w zlewie (1 minuta, gdy się myje na bieżąco, lub wkłada od razu do zmywarki),  a skarpetki, albo co gorsza jedna skarpetka, bo druga zaginęła w tajemniczym okolicznościach, nie spoglądają na nas smutno z podłogi (25 sekund).
No i chyba żadna z Was mi nie zaprzeczy, że leniuchowanie lub oglądanie seriali bez wyrzutów sumienia, że w domu syf, śmieci niewyniesione, na krótkiego maila nie zdążyło się odpowiedzieć, no i Mama też czeka od kilku dni na odpowiedź na sms-a, no bo przecież nie było kiedy, jest dużo bardziej przyjemniejsze!
Super, ekstra, ale po co w ogóle to? Przecież i tak by to zajęło jedną minutę, więc czasu nie zaoszczędzimy! Niby prawda, ale jednak nie do końca. Bo jak mamy czystą głowę, to tak jakoś lepiej się żyję i czas przyjemniej leci i w ogóle wszystko jest jakieś fajniejsze I można książkę poczytać w spokoju, albo obejrzeć odcinek Belfra, albo leżeć po prostu i rozmyślać jaki biznes by tu otworzyć i po jak krótkim czasie przyniesie nam pierwszy milion zysku!
vogue, szkocka kratka, wpsomnienia, zakreecona, kręcone włosy, płąszcz orsay, blog, outfit, hala stulecia, spódnica, second hand, lumpeks, blog modowy, blog podróżniczy
A jak jest u Was? Co robicie tak często, że gdyby za to płacono, to już byłybyście milionerkami? 
A może któraś z Was wprowadziła już zasadę jednej minuty?
Jak się sprawdza? A może macie już swoje własne biznesy, niekoniecznie przynoszące milionowe dochody? 
 
Dajcie koniecznie znać w komentarzu!
vogue, szkocka kratka, wpsomnienia, zakreecona, kręcone włosy, płąszcz orsay, blog, outfit, hala stulecia, spódnica, second hand, lumpeks, blog modowy, blog podróżniczyvogue, szkocka kratka, wpsomnienia, zakreecona, kręcone włosy, płąszcz orsay, blog, outfit, hala stulecia, spódnica, second hand, lumpeks, blog modowy, blog podróżniczy, wrocław, Odravogue, szkocka kratka, wpsomnienia, zakreecona, kręcone włosy, płąszcz orsay, blog, outfit, hala stulecia, spódnica, second hand, lumpeks, blog modowy, blog podróżniczy
Fot. Kuba:*
Płaszcz – Orsay (%% 180 zł)
Spódnica – 17 SH (ale podobną znajdziecie w Vogue, polskie wydanie za 1904 zł, sprawdźcie tutaj)
Buty – Deichman (5 Avenue, 180 zł, super promka)
Sweter – H&M (40 zł super, promka, w składzie wełna!)

Dołącz do społeczności bloga!

1. Zaobserwuj mnie na instagramie @zakreecona.pl

2. Odwiedź mój fanpage na facebooku Zakreecona